niedziela, 29 czerwca 2014

PODSTAWÓWKA.

       Bardzo często słyszy się w rozmowach jak przebiegała  twoja nauka, jaką szkołę wspominasz najserdeczniej, może był jakiś ulubiony nauczyciel   itd, itd.Od razu chcę zaznaczyć,Ze o żadnym przebieganiu nie ma mowy. Ślimaki w moim ogrodzie mają większe tempo. To wcale nie znaczy że byłam jakimś"tłukiem" wręcz przeciwnie prymus od pierwszej do siudmej klasy i wcale nie znaczy też ,że było nudno{tak słyszę teraz od moich wnuczków , że nuuuuudy".Podstawówkę wspominam jako najmilszy czas i z perspektywy  widzę ,że był to czas niezwykle barwny.Później już tego nie było nigdy"Ucywilizowanie" zmieniło ludzi bardzo mocno in minus, a szkoda.
Swoją przygodę z nauką rozpoczęłam zanim poszłam dopierwszej klasy. Za sąsiadów mieliśmy rodziny w których byli sami chłopcy, straszne urwisy i z tego powodu ja też nie mogłam zostać w tyle, trzeba było się przystosować.. Jednymi z nich byli K iW Matwije. Zaznaczam od razu że to są wsiowe przezwiska, które mieli prawie wszyscy, nie raz kojarzono ludzi szybciej po tym , niż po prawdziwym nazwisku i nie boję się że ktoś siebie rozpozna , a w tym przupadku szczególnie. Powód przemilczę.Otóż  ten 0 rok starszy W  w czasie zabawy przykazał mi i swojemu bratuK młodszemu ode mnie 0 rok żebyśmy przezywali nauczycieli. Kierownik szkoły i jego żona i jedna nauczycielka pracowali w ogrodzie, a my przez dziurkę we wrotach stodoły przezywaliśmy ich ile wlezie myśląc że jak nas nie widzą to nie wiedzą kto. A   W, z upodobaniem podsuwał nam coraz to "piękniejsze" przezwiska.. Oj mieliśmy ubaw  na całe popołudnie. On tak zrobił bo dostał dwuję. Polka zaczęła się wieczorem. Pan Kierownik spisał sobie wszystko na karteczce i przyszedł do nas i pokazał to rodzicom..Myślałam że jakoś to będzie , bo tata uśmiął się razem z anem, ale mama.... Do szkoły było od nas jakieś 200m i przez tą drogę byllllllam poganiana paskiem do Państwa w celu przeproszenia i pocałowania w rękę. Nie ten pasek ale to drugie było wprost niewyobrażalne do wykonania.Ze nie została w tym czasie ze mnie kupka pop[iołu ze spalenia ze wstydu, to do dziś się dziwię.. Jakoś to przeszło , tylko mama żeby mnie podbudować , gdy szłam na rozpoczęcie pierwszej klasy, powiedziała żebym cały czas pamiętała co zrobiłam. Wszystkie dni pamiętam doskonale , ale tego pierwszego  zupełnie nie, chciałam być niewidoczna. Później Kierownik powiedział rodzicom że nie wiedział ,że jestem taka bojąca. No i była  awantura z tego powodu.Z pierwszej klasy pamiętam wszystko. Pierwszym nauczycielem został Pan Kierownik Faltyn. Niue wysoki grubasek bardzo dobroduszny i cwany jak lis. Umiał bez  bOlu i niezauważalnie  tak wpłynąć na delikwenta, że nie było w niczym odwrotu.Był to starszy Pan o przedwojennym wychowaniu i wykształceniu. Został zesłany na wieś jako"element burżuazyjny".
Zaczęła się nauka.Po dzwonku{o tym dzwonku to później} Pan siadał na środku klasy na krześle wyjmował swój  scyzoryk i kazał pokazać ołówki, jak który ołówek był za  tępo naostrzony to on to poprawiał. Później było najgorsze. Z szafy wyjmował wielką butlę okropnie śmierdzącego tranu i każdemu bez wyjątku  wlewał łychę tego świństwa do buzi. Maaasaaaakra.W drugiej klasie już to się skończyło. Aha jeszcze jedno, na samym początku była modlitwa. W klasach wisiały krzyże. Może to zostało tak z rozpędu, bo przecież wokół szerzyła się propaganda komunizmu, zakładania kołchozów.I znowu to było tylko w mojej pierwszej klasie, dalej już nie było.
Zaczęła się nauka pisania liter i cyfr, nauka czytania i liczeniaPrzez cały rok pisaliśmy ołówkami i ten kolorowy elementarz. Mam taki do dziś tylko że syna.Wielki sentyment.Były rysunki i śpiewanie i wf.Tak wydaje się mi , że za moich czasów dzieciarnia miała o wiele więcej ruchu i dużo fantazji w wymyślaniu różnych gier.No i była taż religia. Proboszcz osobiście na rowerze przyjeżdzał 3 km. na 3 godz. żeby  przywracać uparte osiołki Panu Bogu. Jeszcze w trzeciej klasie  miałam religię w szkole, bo później to już w prywatnuch domach, no i ksiądz dorobił się strasznie warczącego "komarka"
Niezwykle wielkim zaszczytem buło wybranie mnie na przewodniczącą klasy. Znaczyło to  nie tylko obowiązki , ale i przywileje. W klasie musieli mnie wszyscy słuchać, aże byłam stworzeniem okrop[nie rogatym, więc wykorzystywałam to solidnie i perfidnie. Np. nakazywałam chłopakom miotłą zamiatać w kla sie papierki, co byLó dla nich wielką zniewagą. Co prawda kilka razy po lekcjach oberwałam za to, ale jak jednemu z nich ze złości naderwałam ucho to skończyłosię.
Tak się zastanawiam co by ze mną zrobiono za ten czyn w dzisiejszych latach.
Do takich "rozliczeń" między dzieciakami nikt się nie wtrącał i zawsze się wszystko układało.Przewodniczący wyznaczał dyżurnych do wycierania tablicy, do podlewania kwiatków, żeby kreda zawsze była, w starszych klasach trzeba było przygotować jakieś pomoce naukowe., po wf-ie zebrać piłki , szarfy , pałeczki do sztafety i może jeszcze coś.Od razu pierwszaki zostały włączone do kółka artystycznego. Była Pani która uczyła tańców ludowych, piosenek i były odgrywane przedstawienia na  Świetlicy wiejskiej  z okazji różnych świąt. Moim utrapieniem było to że przez te lata musiałam być krakowiakiem a nie krakowianką, bo chłopcy nie chcieli tańczyć, dziewczyny zaś bardzo i ciągle brakowało dopary.Było fajnie .bo po takim występie każdy dostał oranżdę i kilka cukierków ,albo pacakę ciastek, no i można było zostać na świetlicy trochę dłużej, bo właśnie zaczynała się zabawa taneczna . ,i grała" orkiestra " Ha!!!!bęben, skrzypki i trąbka, albo akordeon, ale itak to było przeżycie.W szkole było dużo różnego rodzaju zawodów sportowych . Między uczniami, między klasami, a nawet z innych szkół pobliskich przyjeżdrzali do nas. Był bieg na 60 m., skok w dal i w zwyż, rzut piłeczką palantową, gra w palanta, w dwa ognie. Nasza szkoła była najlepsza w tym  bo był taki jedenZ.który jak odbił pilęczkę albo rzucił to nie raz nie można  było znaleźć. Chłopcy trochę kopali piłkę, adziewczynki miały swoje duże gumowe piłki i grały w odbijanie o ścianę To była dziesiątka, siódemka, albo piątka. To polegało naodbijaniu różnym ułożeniem palców, było hula hop. Dziewczynki męczyły sie z tym, a jak który chłopak zdołał zabrać obręcz to beż  wysiłku wychodziło mu to.       ale  wtedy  iskrzyło, niejeden oberwał.A gra w klasy i samolot  kawałkiem dachówki.W czasie nauki nie siedziało się cały czas w klasie. Był taki młody nauczyciel Pan Gołębiowski{ mieszkał w sąsiedniej wsi , gdzie teraz i ja mieszkam], który prowadzał nas na wycieczki po okolicy, do lasu, gdzie poznawaliśmy różne"dziwy". Każdy miał ze sobą butelkę kawy i jakieś jedzenie i szliśmy na cały dzień. Niezapomniane to były chwile
Tak wogóle to w szkole uczyło cały czas czworo nauczycieli. Rzez cały czas po  śmierci starego kierownika nastał pan Prajsner z żoną, był Pan Gołębiowski , a czwarty ciągle się zmieniałWszyscy opłakali Starego Kierownika, Jego żona  z jedną nauczycielką panią Wilkówną wyjechała w "swoje strony" i wtedy przybyli nowi. Ta trójka była do końca mojej siódmej klasy. Wspominam ich bardzo ciepło, serdecznie i tak w zasadzie nie napotkałam w życiu równie wspaniałych nie tylko nauczycieli , ale i zwyczajnych ludzi. Przez krótki czas w pierwszej klasie uczyła nas Pani Brzozowska. Pani w średnim wieku, niezwykłej dobroci i cierpliwości. Też umiała spokojnie poskromić najgorszego hultaja. Znalazłsię jednak jeden taki, przez którego omal nie postradała życia, .  po tym zdarzeniu już do nas nie wróciła . Otóż pewnego razu............

niedziela, 22 czerwca 2014

ZWIERZAKI

Pada taki "równy deszcz" który był już bardzo potrzebny. W przerwach oczywiście pochodziłam swoimi drogami po ogrodzie. Z boku może to być dziwaczne. Wczoraj ogród, jutro będzie ogród więc po kiego licha jeszcze dziś.?Ano ciągnie coś i już. Taki nałóg.
Psina razem ze  mną noga w nogę i tak sobie oglądamy, on coś grzebnie, ja nie , ale powącham, jest cicho ,pachnąco lipą. Dobrze.
Przez Vinciucha naszły mnie wspominki o  dziwacznych zwierzaczkach które  miałam szc zęście spotkać w swoim życiu.
Pierwsze to był koń na którym jeździłam razem z tatem. Spokojny i mądry i wierny. Potrafił on w  najciemniejszą noc , czy jak tata był "bardzo zmęczony" przywieźć go na podwórko, nigdy nie zdarzyło się żeby nie trafił.Smutna jest myśl, że ojciec traktował go nie raz brut alnie.Był jednak w rodzinie "prawdziwy" opiekun " zwierząt, to był brat mojego dziadka.U niego  stare nie przydatne już zwierzęta miały dożywoćie i całkowitą swobodę. Jako mała dziewczynka pamiętam konia , krowę psa i kurę, tak tak kurę które padły ze starości i  nie zostały przerobione dla paru groszy, tylko zakopane w obrębie gospodarstwa. I jeszcze jedno= opłakane przez tego Człowieka. Widziałam to i wtedy jeszcze tego nie pojmowałam.
Miałam też ciocię, siostrę mamy, taką samotnicę, sierotę wśród rodziny, która kochała koty i kundelki. Zawsze były dwa koty i jeden piesek.Zastanawiające że zawsze trafiały się jej niezwykle mądre zwierzaki. Lubiłam patrzeć na różne sztuczki jakie wyczyniał piesek. Jak wielkie było jej serce niech świadczy fakt, że jak został zabity jej jeden piesek , to ona znalazła się w szpitalu na długo..
U mnie w domu rodzinnym zdarzały się  również fajne stwory. Była krowa- utrapienie mamy . Zżyrała wszystko co wisiało na płocie. Nie było w zwyczaju wieszanie prania na sznurze tylko na płotach. Nie daj Bóg krasa była w pobliżu. Czy to były gacie czy poszwa na pierzynę wszystko znikało.Była  stara kura, która jak na wiosnę  siadała na jajkach, to nie było mocnych, nigdy nie wiadomo gdzie. Zjawiała się dopiero z gromadką ślicznych kurczątek.
Kiedyś kobiety na wsi wczesną wiosną kupowały kurczęta, które trzymało się w takich skrzyniach pod  żarówką grzejąsą.Mieliśmy psa  owczarka. Pewnego razu pies znikł. Szukanie i wołanie nie pomogło. żnikł..{Pod wieczór mama poszła dać karmę kurczętom i zaniemówiła. Pies leżał w skrzyni pod żarówką , kurczęta łaziły po nim gdzie czciały, dziobały go , a on był tym rozanielony i nie przydusił ani jednego. To było tak niezwykłe że do tej pory mam ten obraz w oczach.
 Był gąsior nieodłączny kompan ojca. Jak pies chodził tylko za nim wszędzie, czy to na pole , czy po podwórku, do sklepu, a jak nie pozwolono mu wejść do domu to była awantura, aż pióra leciały.Był prosiaczek- zdechlaczek, z którym nie wiadomo co było zrobić, więc mama wypuściła  go na podwórko, niech robi co chce.A Macius chodził sobie , skubał trawkę, jadł razem z kurami podojeniu krów razem z psem i kotem z jednej michy chleptał mleko i rósł zdrowo.  Wyrósł  na tęgiego tucznika. Co daje swoboda i zdrowy tryb życia !!!!
Był duży kaczor z typu francuski. Miał zmienny charakter. Raz był łagodny, innym razem wredny jak licho.Dawał się  mojemu malutkiemu bratankowi ujeżdzać , ale jak chłopczyk chciał dać buzi kaci no to on go dziabnął i skończyło się na szyciu języczka.W niedawnych czasach mieliśmy białego kaczora, który chodził za nami, a szczególnie lubił dziobem przyczepiać się do spódnicy. Przubiegał na zawołanie tylko jego i był postrachem tych co chcieli go dotknąć. Były gęsi "gadające". Najzwyczajniej w świecie onemiędzy sobą porozumiewały sięi również słuchały uważnie jak się do nich mówiło.Wyciągały szyje , kręciły głowami i coś odpowiadały.
Mam szczególny sentyment dla owiec. Przez kilka lat hodowałam je. To są niezwykle pożyteczne stwory. Kiedyś mówiło się na wsi ,że kto ma owce ten ma co chce. Jak nieraz brakło pieniędzy, to kładłam owcę na stół, oszczygłam i pieniądze były.. Przez ostatnie lata to  już tylko był kot rudasek"Kociek" i psy. Była "Szelma", Pluto, zginął młodo' Junior padł ze starości, był Rex, Szron który zginął i jest teraz Vinci, prawdziwy przyjaciel.Wokół jest pełno ciekawych stworów, ale napiszę o kukułce.Malutkie muchołówki zbudowały sobie gniazdko na belce   nad tarasem. Wysiadywały te swoje jajeczka, jak się wykluły , to uwijały się  aby nakarmić maleństwa.Moją uwagę pewnego razu zwrócił uwagę dziwny głos, nie pisk malutkich pisklaczków, a skrzek. Poszliśmy z synem na górę, a tam z jednej strony gniazdka wystaje ogon , z drugiej strony łeb.Okazało się że to pisklę kukułki. Jak te małe ptaszki uwijały się  żeby tego potwora nakarmić. Oczywiście ich dzieci zostały wyrzucone z gniazda.
Byłł świerszczyk, który  "grał" zimą, była ropuszka pod progiem pokoju, która zaczęła na wiosnę świergolić. Nie byłoby w tym nic złego, ale ona robiła to  bardzo wcześnie rano, a ja nie mogłam jej znaleźć. Na wiosnę jak zrobiło się ciepło to sama wylazła. Ciekawe to jest to, jak ona wlazła przez taką małą szczelinkę pod próg?.
Było jeszcze wiele różnych stworków wartych opisania, ale może zanudziłabym czytających.Wyszukuję w swoim przeszłym życiu przyjemnych wspomnień. Nie było ich zbyt wiele i dlatego trzeba je pamiętać i tylko mieć je  w stałej pamięci.

czwartek, 19 czerwca 2014

Złote i pozłacane,

Witam wszystkich czytających i obserwatorów.Jest teraz taka pora roku, w ogrodzie tyle się dzieje, nie wiadomo co pokazać ,o czym pisać. Kwiaty, liście, kolory, widoczki.W moim ogrodzie , gdzie panuje swoboda, gdzie wiele roślin  wybiera  sobie miejsca dzieje się bardzo wiele. Mimo tego że co dziennie w mam huk pracy. chodzę  bezproduktywnie, oglądam, to jednak zawsze jestem zaskoczona. Coś nabiera innego koloru. zmienia kształt, rozwija się lub pojawia. Taka możliwość{to jest moje zdanie} istnieje tylko w dużym  ogrodzie, w ogrodzie bardzo mało planowanym, który lubi żeby nieraz o czymś zapomnieć, a później np. po roku zauważyć. Lubię takie chwile. Tu małe rozgrzeszenie, szczególnie  wtedy jak wyrywam chwaściska, bo w dużym ogrodzie jest ich oho ho i jeszcze oho ho.. Dziś zrobiłam 180 zdjęć. Jak je podzielić Może coś słonecznego? Jak w tytule- złote i pozłacane.






 Te listki są przetkane najprawdziwszymi złotymi smugami
 Ten pustynnik jest najbardziej złocisty





 Żywotnik muśnięty złotem




 Katalpa i klon muszą mieć ciemne tło, tu nie może być przypadku, bo w innym przypadku  to będzie krzywda dla roślin.





Może niektórym z Was to  jest poprostu kolor żółty, ale ja w tym widzę  złociste ,słoneczne blaski. Żółte też są np róże, słoneczniki, nachyłki itd i td.. Kurcze, tyle złota w ogrodzie, taki skarb.. Trzeba tylko to zauważyć.Mogę być hojna i nawet podzielić się, ale tu wokół nikt nie chce"takie żółte"- zielone i czerwone, to jest kolor. nie nalegam i gromadzę i bogacę się. Ha ha ha.

wtorek, 10 czerwca 2014

Kwiatki, listki i wyobraźnia.

Kwiatki, listki to wiadomo, ale wyobraźnia potrzebna  do  wąchania. Ile kwiatów tyle cudnych zapachów, szczególnie róże i goździki.

 Lilie giganty, prawdopodobnie cardiokrinum




 Dużachny żylistek

 "maczane " róże

 Tu cudnie pachnie

 Bardzo wysoki sztywny powojnik


 Takie obwisłe gałęzie żylistka
 Aralie z daleka
 Złota katalpa


 Tu pachnie. Goździki brodate

 Żeleźniak
 Jakaś tawuła- na  duże obwódki niezastąpiona





 Tarczownica

 Jakieś inne parzydło
 Złoty jaśminowiec











 Maruna , może rosnąć nawet na ugorze, ładny dodatek do bukietów

 Moja jeszcze niedorosła gunera

 Niezawodna tiarella na obwódki zo cienia