niedziela, 30 grudnia 2012

Powspominam.

Przed chwilą rozmawiałam przez skape'a z moją wnuczką, która mieszka ileś tam kilometrów ode mnie, włą czyłyśmy kamerki i widziałyśmy  się. I to jest to.Nie mogę       do nich pojechać, ale widzę jak wyglądają, wysyłamy sobie całuski, pokazują mi swoje zdobycze. Albo blog , czyż to nie jest cudnie poznawać różnych ludzi mieszkających gdzieś daleko, a tu naraz możemy porozumieć się, poopowiadać , podzielić się radościami i kłopotami szczerzej niż z kimkolwiek innym.
W moim wypadku zaczęło się od radia. Byłam malutka jak tato przyniósł do domu radio. Pamiętam ja okrutnie dziwiło mnie , że nie widać nikogo, a  słychać jak mówią, śpiewają, grają, wiem że pytałam jak oni tam zmieścili się.Tata mówił że niedługo to będą takie skrzynki, że będzie widać ludzi. Znany był telefon, ale w żrtach niektórzy mówili, że jeszcze troche a będziemy widzieć tego z kim rozmawiamy.To wszystko było mówione jako żart .Jak tato potwierdzał, że tak będzie to złośliwcy pukali się w czoło. Jak która kobieta marudziła ,że ma dużo prania, to znajdował się jeden z drugim "mądrala" i mówił,że będą takie maszyny podłączone do prądu, które same będą prać.  Wiem ,że śmiechu z tego było co niemiara. I co ,nie trzeba było na to wszystko długo czekać, no może z komputerem trochę dłużej. Ale ten postęp rozwinął się w bardzo krótkim czasie. Było wielu sceptyków, albo prościej ciemnota szczególnie na wsi, że od czci i wiary wyklinali tych co odważyli się takie coś kupić. Pamiętam, jak kilka kobiet pokazywało paluchami moją mamę, że taka leniwa  , że maszyna pierze za nią Pamiętam , że tata boleśnie wtrącił się do tego i kilka z nich potulnie przyszło"  toto" oglądać.Jak teraz o tym myślę to wydaje się to śmieszne, ale wtedy nie było. Jak rodzice kupili telewizor to pół wsi codziennie zwalało się do domu i nikt nie zważał na zachowanie czystości, czy na nie  palenie papierosów. Mamie wysiadły nerwy i pewnego razu raz , a dobrze całe to bractwo przegnała , było trochę gniewu, ale skończyło się   PóŹniej trochę żartów było z tego , jak kto mówił  że będzie  można nosić telefony w kieszeni.Starsi zastanawiali się tylko, kto będzie ciągnął druty za nimi.
Tak bywa z postępem. Zawsze jest niedowierzanie, zdziwienie, trochę rezerwy, a potem to przechodzi w codzienność.Tylko wydaje mi się .że akurat moje pokolenie trafiło na taki okres wzmożonego postępu. Szybko i dużo.Teraz od najmłodszych lat dzieci wiedzą, a w zasadzie niczemu nowemu nie dziwią się.Po prostu coś jest i już. Wiadomo , że wszelki postęp zmienia ludzi,  żle jak w niedobrym kierunku, ale ogólnie musi postępować Gdy nic ciekawego nie dzieje się to ludzie zaczynają "nudzić się", szczególnie młodzi.Ja sama włażę w postępi jest mi z tym dobrze albo nie , jest mi wygodnie. Tylko moje rówieśniczki nie raz mi mówią"chce  ci się". Prawdopodobnie tak dzieje się najczęściej na wsi, nie ma zorganizowanej informacji jak to "ugryżć. Ot takie dziecinne wspominki, a to z tego  powodu , że przed chwilą widziałam swoje skrzatki, takie mgnienie w pamięci.Jeżyk  wcisnął mi się i do bloga i między klocki drewna.

sobota, 29 grudnia 2012

Znowu udało się

 A może już umiem.Ganek w objęciach winobluszccza  pięciolistkowego. trochę dalej jest trzylistkowy, jakby ładniejszy  i  ma moc większą.
 Słoneczka sadzę gdzie popadnie, dla moich oczu i dla ptaszków.
 Jeżówka- motylkowy  kwiatek jeden z wielu. Rosną gdzie chcą, same nasiewają się.
 Bardzo mini Monet i moja M. suszy lawendę. Moje A. i M. to lawendowe dziewczyny.
 Brr. zimowe wejście do domu.
 Zima nie ma szacunku nawet dla swojego ziomka.
 Rabata za garażem, od południa.Wiosna, ach ta wiosna. Kwitnie wiśnia japońska,złotlin,kalina Burkwooda, wrzośce. Pod krzewami rośnie kilkanaście wrzosów.
Jedna z dwóch rabat hostowych. i rutewki i tawułki i z tyłu miodunka i tojady niebieski i biały. Lisi żółty rośnie gdzie indziej bo woli więcej słońca. Czerwona leszczyna i żółto-biały dereń dodają koloru.
Szalona glicynia biała i niebieska. Niebieska dwa lata temu podmarzła trochę, ale odbiła od korzenia i już z powrotem idzie w zawody z białą.
 Jedna z wielu rabat z piękną bujnie kwitnącą różą.Szalona juka miała 5 łodyg kwiatowych.Inna była trochę lepsza od niej , bo miała 6 łodyg.Tak w ogóle to juki bardzo dobrze u mnie rosną gdziekolwiek bym nie posadziła,a w ogrodzie to mam miejsca o różnych warunkach  glebowych, różnym nasłonecznieniu i wilgotności.
 Nocne wejście do domu jak widać w śniegu.
Malutka część ogrodu. W dali złoci się pęcherznica, obok niej rośnie jej czerwony brat"diabolo" czerwony wuj perukowiec i czerwona ciocia jabłoń purpurowa.Różne zdjęcia, straszny chaos, ale to z powodu tego  nowego bzika i nowej umiejętności. Pisanie bloga o moim  ogrodzie, możliwość pokazania go,jest tak ekscytujące, a jeszcze świadomość, że to ktoś czyta i może choć w minimalnym stopniu zobaczyć jest dla mnie jak najlepsze lekarstwo i na nerwy i na serce i przeciwbólowe. Jak tak dalej pójdzie to ani medycy ani farmacja na mnie nie zarobią, kupię sobie nowe kwiatki  .Piszę co myślę, może spontanicznie, może naiwnie, ale co mi tam.Chyba dziś wystarczy.

Codzienność.

Było chłodno, ale  słońce cudne, tyle światła, tym bardziej większa niecierpliwość.Wiosno gdzie  jesteś, wsiadaj w expres  i wracaj.Chodziłam i chodziłam po ogrodzie i sama sobie urągałam, że nie raz gdy trzeba było kosić taki obszar murawy, to narzekałam.Pewnie ,że kosa wydawała się ciężka, za kosiarką trzeba było się naganiać, ale póżniej jak miło było patrzeć na taki jakiś inny wygląd ogrodu. A ten zapach skoszonej trawy.Mimo , że nabiegam  się za kosiarką to potem i tak chodzę i chodzę i patrzę jakbym pierwszy raz widziała.Kwiaty nabierają intensywniejszych barw,zieleń jest taka soczysta, rabaty takie uporządkowane.Im więcej myśli się o tym , tym większa niecierpliwość żeby już jutro była wiosna. Niby czas upływa równo, doba to 24 godziny, tylko dlaczego jak jest zima, to ona jest dużo dłuższa.Mam wiele zajęć w domu , ale na razie taki wirus leniwus- obibokus mnie zaatakował i nie wiem jak się go pozbyć.Objawem jest wzmożona niechęć do brania w ręce igły, drutów  , książki lub czegokolwiek. Dobrze że nie ma  obok mnie nikogo, bo jakby przeszedł na innego człeka i ja musiałabym patrzeć na taką ofiarę ,to chyba by cholera wzięła na stojąco.Spróbuję zażyć parę kropli optymizmu, może się uda.Tu miały być zdjęcia, ale nie udało się . Będą póżniej.

czwartek, 27 grudnia 2012

KOCHAJMY DRZEWA

 Mieszkam na wsi w takim miejscu, gdzie ludzie bardzo lubią  wycinać wszystkie"bezpańskie drzewa", a jak się uda to "pańskie" też. Nie wiem do jakiego stanu doszłoby to gdyby nie przepisy zakazujące. Wycinają małe i duże przy rowach, przy polnych drogach, kępy w miejscach zawsze podmokłych , na granicach pól. Nie rozumieją, że przyczyniają się do ginięcia ptaków, drobnej zwierzyny i innych stworzeń, które w takich właśnie miejscach żyją. A erozja gleby ,a wysychanie, brak naturalnych zapór wiatrowych. Nie myślą o tym, aby tylko wyciąć Strach myśleć, zrobi się pustynia . Nie tylko lasy są potrzebne . Mam w swoim ogrodzie posadzone  bardzo różne drzewa, co jest bardzo niewybrednie komentowane Chronię stare. które już rosły.  Jeżeli mówię  komu, że muszę kupić w lesie drewno na opał, to mi mówią, że przecież tyle tego u ciebie rośnie, wytnij to w cho......ę. Tylko kupę liści masz jesienią TO JEST ROZUMOWANIE. Kończę ten temat , bo koszmary przyśnią się.O moich drzewach jutro. Nie ma mrozu, ale sypie śnieg nawet chwilami mocno. Znowu rano trzeba będzie robić przejścia do cywilizacji.

Nauka

 Hura hura hura, prawie że umiem wstawiać zdjęcia. To mój staweczek z liliami, jak u Moneta tylko mini.
 Taki bardzo zawężony   widok ogrodu.
  Do kuchni zawitał   miły zielony gość .
 Osobiste zawilcowisko, już niedługo pokaże co potrafi wtedy jest bajkowo.Dzieje się to w moim dzikim zagajniku, po zawilcach żółci się od ziarnopłonu. Następne małe cudne dzikuski.

środa, 26 grudnia 2012

Już po świętach.


Minęły   szybko, spokojnie.Za to aura sprawiła się nietypowo. Słońce pięknie świeciło, 10 stopni na termometrze, bez wiatru, niebo niebieskie i cicho.Ptaki pogardziły stołówką.Dopiero teraz wieczorem, kochanej młodzieży zachciało się sztucznych ogni. Terminy przestawiły się im czy co?Tylko biedne psy w tym czasie nie mogą znaleźć  sobie miejsca .Ja przynajmniej 2 godz. poświęciłam na łażenie po moim "parku". Sto metrów wzdłuż, sto metrów wszerz, a jeszcze kuknąć może co się zmieniło, wrażenie wiosny, miód na serce. A tak w ogóle to wiosna za trzy miesiące, a może wcześniej .Zauważyłam, że  zimowity wypuszczają liście,ciemierniki lada dzień zakwitną, te niskie już mają po jednym kwiatku tuż przy ziemi i żółty pierwiosnek ma takie pełne pąki.  Jak na razie groszek bylinowy wplątany w świerka nie zgubił nawet liści.Murawa zielona, krety ryją jak wściekłe, w stawkach woda opadła, bo było pełno.
Mam trzy stawki, nie oczka wodne, takie trochę dzikusy.W jednym jest lilia wodna i tatarak, i żaby, i ważki. Drugi jest obrośnięty pałką, na brzegu  rośnie funkia, trawka pasiatka i irysy syberyjskie niebieskie i żaby, a w ogóle to jest dużo żab.Jak przychodzi sezon na rzekotki to dopiero jest fantazja.Trzeci stawek jest dziki.Rodzina kacza ma na nim przystanek..Ocieplam swoją duszę takimi wspominkami, że  zima no to co z tego.
W mieszkaniu  trochę za mało światła kwiatkom, ale będą dłuższe dni, słońce będzie wyżej, jakoś to wytrzymają. Co dzień zaglądam mojej kliwi do " wnętrza" i zaczarowuję ją dobrym słowem, żeby zakwitła, żebym znowu nie musiała czekać kilka lat.
Jestem niezmiernie wdzięczna moim dzieciom, synowi i jego żonie mojej drugiej córce, że pomogli mi, a w zasadzie namówili na pisanie bloga. Cudna sprawa. Chcę tylko wyjaśnić, że nie lubię słów "synowa" i "zięć", używam wyrażeń: "druga córka" czy  "drugi syn", a oni nie mówią na mnie"teściowa" tylko "mama" i jest dobrze, tylko żeby bliżej mieszkali!
Oglądam zdjęcia w albumie i złość  mnie bierze, że nie mogę na razie  Wam moi mili tego pokazać ,ale jeszcze odbiję to sobie.Życzę  przyjemnego zrelaksowania poświątecznego.Coś by poczytać, albo przewertuję gazety ogrodnicze, może jaka inspiracja"wleci do głowy" i na wiosnę będzie jak znalazł. Muszę trochę przerobić mały ogródek tak przyziemnie, bylinowo. Pomyślę.
Do następnego razu. Miłych dni życzę.

niedziela, 23 grudnia 2012

WSPOMNIENIA

Na  dworze pada śnieg, w zasadzie wszystko zrobione, spokój dobry czas wrócić myślami do czasu dzieciństwa, do czasu kiedy wszystko było inne. Nie znaczy ,dlatego że widziane okiem dziecka. Moje wspomnienia są ze wsi,ograniczone czasem dość dokładnie .Są to lata 53,a 57r. ubiegłego wieku.Niby dawno, ale jakby wczoraj. Dlaczego 57r., bo wtedy urodził się mój brat i wszystko się zmieniło. Jest to czas przedświąteczny. W sensie duchowym i religijnym powinien być zawsze taki sam, więc nie będę o tym pisać , żeby czasem nieostrożnie nie urazić czyichś uczuć religijnych. Jak było.? Zupełnie inaczej, Był to czas wielkiego oczekiwania, dużych przygotowań w domach, ale nie takich jak teraz.Nie było wielkich zakupów, wszystko działo się w domach. Był to czas z dzisiejszego punktu widzenia bardzo siermiężny, a jednak bogaty w uczucia jakie były wkładane w przygotowanie godnego, wesołego spędzenia tych pięknych Świąt.Była to ciężka praca dla kobiet.Przecież oprócz codziennych obowiązków gospodarskich musiały upiec chleb i jakieś świąteczne pieczywo. piekły mięso pomagały przy tzw świniobiciu. Bo trzeba wiedzieć ,że   wtedy w każdym domu na ten czas hodowano świniaka, zasobniejsi gospodarze robili to parę razy w roku.Nie było w sklepie chleba, czy innego pieczywa, a zresztą to byłby dyshonor dla gospodyni  , gdyby sama nie przygotowała przysmaków .Czekało się na to cały rok. To były rzeczy niedostępne nacodzień , nie ta jak teraz, kiedy w zasadzie nie ma już czym zaskoczyć.Straszliwy szum zrobiony jest wokół tego czasu.Przedtem było ciszej, milej.Dzieci czekały z niecierpliwością kiedy będą mogły ubierać choinkę. Robiły łańcuchy ze słomek, waty, kolorowych bibułek Trzeba było zrobić koszyczki  i w które kładło się orzechy  , Można było wieszać czerwoniutkie jabłka , które rosły u  mojej cioci, wieszać  kolorowe cukierki, przyczepiać świeczki w takich lichtarzykach, jak się komu przydarzyła w ciągu roku czekolada to trzymało się " złotko" na gwiazdkę.Czy czekało się na prezenty, chyba nie. Cieszyło zjadanie cukierków jabłek i ciastek wiszących na choince.Cieszyło odświętne pieczywo, inne jedzenie, na te dni kupowane było jakieś nowe ubranie, mama szyła dla siebie i dla mnie ładne sukienki, to była autentyczna radość na wiele tygodni. Mężczyżni pracowali w obejściu , karmili zwierzaki, gromadzili opał, bo wszędzie były piece do ogrzewania, kuchnie go gotowania z miejscami do pieczenia chleba. Nie  raz jak śnieg sypnął musieli iść "odkopywać wieś".Przychodziły Święta. Wigilia. Tyle różnego jedzenia, wszyscy najbliżsi razem  ale krótko, bo trzeba było pójść do rodziny. Takie chodzenie trwało nie raz całą noc. Nikt nikogo nie zapraszał , bo rzeczą naturalną było odwiedzanie całej bliższej i dalszej rodziny, ziomków z zabuga, kolegów, sąsiadów z którymi razem pracowało się w polu.Na wsi był wielki ruch, wieś żyła. Kolędy niosły się na sąsiednie wsie.Ponieważ byłam jedynaczką więc wszędzie byłam z rodzicami, tata targał mnie na plecach, nie odpuściłam tych wizyt.Ludzie cieszyli się, a przecież widywali się na codzień,a jednak umieli czuć tą uroczystą inność.W chwili obecnej , gdyby nie światła w domach zdawać by się mogło ,że wieś jest niezamieszkała, pusto, od czasu do czasu przemknie jakiś samochód i koniec.Pierwszy dzień był trochę cichszy, dorośli zrobili w obejściu co trzeba i odpoczywali, dopiero wtedy dzieciarnia mogła dokazywać bezkarnie. Na samym skraju mojej wsi była  górka, wtedy taka duża, a teraz taka jakaś malutka, nędzniutka..Na tej   górce gromadziło się całe bractwo i trzeba było mamy z rózgą żeby wrócić do domu.Ponieważ mój tata był cieślą, stelmachem, więc ja jedna miałam sanki, które przy takiej chmarze chętnych wytrzymywały dzień , dwa. Tata cierpliwie naprawiał..Na drugi dzień świąt od nowa zaczynało się wędrowanie, bo nie można było nikogo ominąć, tym bardziej nie przyjąć odwiedzających. Było trochę jedzenia nie dużo bo ile można , było picie, były tzw potańcówki w świetlicy wiejskiej, było kolędowanie. W mojej pamięci zachował  silny głos mężczyzn  słyszany w nocy  daleko, daleko.Było cudnie, wręcz bajkowo.Kobiety rozmawiały ze sobą o całkiem innych sprawach niż na codzień, mężcyżni  wspominali przeważnie czasy wojny lub wojska. Słuchało się tego jak najciekawszej bajki. Teraz zdaję sobie sprawę ,że wszyscy cieszyli się swoją obecnością, że przeżyli wojnę , że poodnajdywali bliskich w tułaczce powojennej, że już coś mają. To była autentyczna radość, to było coś tak ważnego ,że tylko Bogu jak mogli tak dziękowali. Dlatego te Święta były takie radosne, spontaniczne. Ludzie chcieli być razem, nie było dzisiejszej przepychanki "posiadania więcej"Ciężko pracowali, ale tym bardziej radośnie cieszyli się.Szkoda że to zaczęło się tak szybko kończyć. Brutalnie wkraczała cywilizacja, przód radio, za parę lat telewizja, pralka do prania, jakaś nowocześniejsza maszyna rolnicza. Nie wszystkich było na to stać.Właśnie od tego wieś robiła się inna, ludzie zaczęli widzieć tylko swoje podwórko. To trwa do dziś i to jest smutne Rządzi " kupić i sprzedać" Hałas ,szum przedświąteczny zaczynający się już w listopadzie, szalone dekoracje,szybkie przemieszczanie się, możliwość kupienia wszystkiego gotowego nie sprzyja chwili zadumy, refleksji , która  powinna towarzyszyć w tych dniach. Dla mnie tamten czas był najpiękniejszy, niezapomniany i tylko szkoda ,że choć na małą chwilę moje dzieci i wnuki nie mogą się tam przenieść, ale czy odnalazłyby się w nim . Bardzo  wątpię .Mimo dobra które nas otacza,mimo  tych wszystkich udogodnień jest to czas ubogi.Mimo wszystko wszystkim ,którzy odważą się przeczytać tego bloga z całego serca życzę zdrowych i wesołych  Świat Bożego Narodzenia.

czwartek, 20 grudnia 2012

PNĄCZA

Nawet ktoś, kto mnie zna, może nie wiedzieć, że nieraz zastanawiam się nad  głębszymi zależnościami człowieka i roślin.Najlepszym tego przykładem jest podobieństwo pnączy do ludzi lub odwrotnie jak kto woli. Mam ich kilka, więc mogę coś na ten temat napisać. Mili blogerzy czytający ten post, nie sądźcie,  że fantazjuję, wystarczy trochę obserwacji, a sami wiele rzeczy zauważycie.     
GLICYNIA jest jak cesarz nieujarzmiona, zawładająca swoimi  gałęziami wszystko: mury , podpory, 
rosnące w pobliżu drzewa, pergole, dachy.Tylko człowiek uzbrojony w piłę i sekator może ją zwyciężyć. MILIN - bardzo ładny, ale podstępny jak człowiek.  Patrzysz, podziwiasz, jak zaczyna być namolny, chcesz go ukrócić. Poddaje  się twoim zabiegom, ale z tyłu od korzenia wyrasta ich cała masa. Jeżeli jesteś wytrwały, to podda się twojej dominacji i sprawi wiele radości.
BLUSZCZ jest przyjazny, jak człowiek przytula się do swojej podpory, utula ją, ochrania, nie chcąc nic w zamian, tylko podtrzymania, jeżeli nie, padnie do twych stóp.
WINOBLUSZCZ jest ja wielu,  którzy lubią ciepło, jak zimno to w miarę możliwości uciekają, gdzie ciepło.Nie obchodzi ich nikt inny, nie dadzą ochrony.

WINOROŚL WONNA. Wielu ludzi uważa , że jak pachną, ładnie wyglądają to mogą wszystko. Żadnego szacunku dla tych obok. W moim ogrodzie ten typ nie miał żadnego szacunku dla starej "pani jabłoni". i tylko radykalne postępowanie ukróciło to bezprawie.
DŁAWISZ OKRĄGŁOLISTNY  jak sama nazwa wskazuje dławi, dusi swoje podpory. A jak się kogo uczepi, to męczy do końca . I owszem daje jakieś pożytki, ale to tak dla zmyłki. Jaki to jestem dobry, ale swoje robi. Nawet wygląd kory jest taki "wężowy". 
AKEBIA jest jak  wątła panienka, cieniutka , wyjątkowa, ale wbrew pozorom ma silną motywację do życia. Rośnie daleko i wysoko, jakby mówiła "patrzcie na mnie tu jestem i tu.
WICIOKRZEW jest barwny jak dziewczyna wiosną, pachnący, taki wesoły przynosi radość, tylko trzeba o niego dbać, starać się pomagać w trudnych chwilach[mszyca].
CLEMATISY to takie damy całe w  kolorach, pławiących się w słońcu, ale nie lubiących  przegrzewać swoich cieniutkich nóżek  . Tym damom nie służy zimno.






CHMIEL, to jest ziółko . Jak podchmielony facet czepia się wszystkiego i wszystkich, potrafi tak bez końca.Nie ma na niego sposobu, przyczai się, aby trochę dalej robić swoje. Niby chwieje się, niby taki wątły, ale potrafi przytłumić wszystko dookoła.  Od czasu do czasu daje jakieś korzyści, jakby mówił: "nie czepiajcie się mnie,przecież przynoszę wam radość".
CYTRYNIEC- taki drobniutki przybysz ze wschodu.  Jak wschodni mędrzec: zadbajcie o mnie , słuchajcie moich mądrości , a dam wam zdrowie. Nie lekceważcie, jestem mądry.

GROSZEK bylinowy. Ten to twardo stąpa po ziemi. Nogi ma silne i zdrowe. Wędruje nimi wszędzie jak taki wesoły piechur, który lubi wszędzie być.To przy świerku postoi, to przy płocie, to w jakimś tajemniczym zakątku. Wszędzie roznosi swój urok, opowiada, co dzieje się gdzieś dalej.Nie jest namolny, raczej dodaje uroku "ponurakom".
RÓŻE   PNĄCE to są najprawdziwsze damy, wampy.  Łaskawie pozwalają się podziwiać , wzdychać do nich,  marzyć, ale dotknąć... Oj boli! Im piękniejsza, tym bardziej niedotykalna.Warte są każdego cierpienia.  Wielu panów przeżyło takie męki.Tak mi się zdaje.
WINOGRON jest wspaniały, wesoły dzikus lub ujmujący, szlachetny młodzieniec. Dzikusowi pozwolić to będzie go wszędzie, da korzyść równie dzikim.Szlachetny zna swoją zasłużoną wartość.Ma ogólne przyzwolenie takim być, bez zarozumiałości wykorzystuje swoją pozycję.


Najgorszy jest dziki POWÓJ. Ładny, zwracający na siebie uwagę.  Chwila nieostrożności i już cię ma.Dopiero się napracujesz, żeby pozbyć się go.Z niektórymi ludźmi jest identycznie. Wyproś drzwiami, wejdą oknem. Mam COŚ u siebie, cieniutkie, owija się na podporach, kwiatki w pęczkach, takie przybrudzone białe.liście jak brzozy, ale matowe. Gall  Anonim.
AKTINIDIA, jeżeli nie pozwoli się jej zbytnio rozpanoszyć, jest jak dobry kumpel.I cień da  i smaczne zdrowe owocki, lubi być w parze. Takie dobre małżeństwo, dzielące się swoimi dobrami ze wszystkimi.
KOKORNAK- dziwak. Lubi zaskakiwać innością, jest dobrze " ułożony". Trzeba jednak mieć na niego "oko".Jego domeną jest fajka, ale nie lubi chwalić się .
Szalony WICIOKRZEW POMORSKI opiekun ptaków zimą. Jeżeli zagarnie we władanie jakąś podporę, zbuduje "dach". Przyjemny w oglądaniu, mięciutki  w dotyku, ale trochę rozbestwiony. Trzeba trzymać rękę na pulsie. 

środa, 19 grudnia 2012

Wiosna przed zimą.


Zrobiło się ciepło, śnieg zniknął, od niedzieli świeci pięknie słoneczko, o zmierzchu nastaje mgła . Robi się wtedy, tak tajemniczo, fantazyjnie, szczególnie w ogrodzie. Można chodzić między rabatami nie widząc co kryje się dalej. W moim ogrodzie takie wrażenie potęguje jeszcze mrugająca lampa na ulicy świecąca naprzeciw [mruga, bo jest spsuta, mnie to nie przeszkadza]. Muszę się trochę pożalić, nie dużo bo w zasadzie wszystko już unormowało się.  Jak mawia " Pani Frał" z filmu: "Apokalipsa!".
Miałam nieduże zapalenie w domu, rurka od wodociągu pękła,internet fiksował,nie mogłam dokupić opału [ale już mam] Sytuację opanowałam, nawet nie zdenerwowałam się, a to w moim wydaniu -sukces. Idzie gorsze do opanowania. Jeden z moich obserwatorów przewiduje duży mróz w styczniu, żeby to było tylko na papierze, bo moje " delikaciki" zmarzną.  Co można było to "obabuliłam", ale wielu nie dało rady. Cunningamia, zizipus jojoba, asimina, mechata hortensja,kalikarpa, brusonecja, a maluchy też mogą ucierpieć. To dopiero będzie smutno, jak się im coś stanie.Te wszystkie na "a" ambrowiec, akebia, aralia, amorfa to już nie boją się. Trudno. Co będzie, to będzie, kapeluszem nie nakryję!Do tego wszystkiego, to nie lubię sprzątać, ale trzeba, nikt tego za mnie nie zrobi. 
Jutro zrobię krokiety z pieczarkami do barszczyku, pojutrze zrobię " kapuściaki" ,dobre są. Może co słodkiego upiekę. Będzie dobrze! Aby do wiosny!
Może na dziś wystarczy, żeby nie było za nudno. Śnieg stopniał to te niewdzięczniki ptaszki przestały przylatywać, zobaczymy na jak długo.

sobota, 15 grudnia 2012

GOŚCIE. DRZEWA.

       Pisałam poprzednio, że prowadzę stołówkę dla skrzydlatych  śpiewaków, pomocników mojego ogrodu Sypię im ziarno, położyłam tłuszcz, porozwieszałam słoninkę.Jest   ich dużo, gromadzą się pod daglezją i jodłą, które rosną  6,7m od wejścia do domu.. I niespodzianka, od  paru dni mam zupełnie nowych gości- "państwo  bażantostwo" zaszczyca mnie swoją obecnością. Przed południem "  przychodzą " z mojego zagajnika, a dalej chyba z pola. Do tej pory nie miałam przyjemności gościć takich ptaszków. A tym co do nich strzelają to lufy strzelb niech zawiążą się w supeł. Nie pamiętam , ale  chyba do 4,5 lat nie było sójek ,a w teraz już są. Bardzo się cieszę.Jestem podglądywaczem  . W kuchni na stole mam lornetkę i podglądam  tych moich biedaków. I jak im nie dać jeść. Grzech i sromota.
A teraz będę się dalej chwalić . Mam przyzwolenie, chcę tylko dodać że to co mam to jest również niewątpliwa zasługa mojego syna, miłośnika wody i wszystkiego co kwitnie i jest zielone, no i zwierząt.Na przy ogródku [niecały ar] rośnie tulipanowiec "Dorotka". Rośnie od 2004 r. to wtedy urodziła się moja wnuczka Dorotka.Jest już duży ale jeszcze nie kwitnie.Jest trochę nadwyrężony, ale pięknie kwitnący judaszowiec, klon palmowy zachorował i został tylko jeden konar , ale ma dużo bocznych  młodych gałązek. Będzie żył. Jest złotokap, były dwa ale na jeden wlazła glicynia która rośnie trochę dalej przy domu, i kokornak i wiciokrzew, no i dobrała się jeszcze aktinidia. Ma bardzo dobre owoce, dużo ich i długo utrzymują się na gałęziach. W tym roku resztki mróz zmroził.Rośnie duża kalina sztywnolistna, dwa żywotniki, zielony i gold. Przy płocie rosną zwyczajne klony. 6 dużych ,trzeba przycinać . Rosną krzewy jaśminowca , milin lilaki,forsycja, wiciokrzewy, żywopłot z cisów i bukszpanu, piwonie krzewiaste,kalina wonna[ niedługo zakwitnie].Na jednym klonie  wspina się chmiel wiciokrzew i winogron.Przy domu dwie róże pnące, a pod spodem wiele innych roślin To mniejsze muszę jakoś uporządkować , bo powstał taki leciutki chaos.Spróbuję może się uda, oczywiście nie ruszając tych dużych. O tych małych innym razem. To jest mały ogródek. Z dużego tylko napiszę co rośnie: była glediczja trójcierniowa , wiatr połamał, ale już ładnie odrasta, metasekwoja, perełkowiec, platan, wiśnie japońskie,miłorząb , różne świerki, sosna, katalpy perukowiec czerwony i żółty, głóg czerwony ,żywotniki zachodnie i wschodnie i jakieś jeszcze inne, różne jodły daglezje dwie kaliny, stara duża jabłoń, buki, graby , ambrowiec. magnolie. akacja prosta i pokręcona". Może na dziś koniec, bo chyba nie chodzi o to żeby zanudzić, ale zainteresować. Nie ma obawy , mogę tak długo, tylko dzieci powiedzą" matka daj trochę wytchnienia". Moja maleńka psinka  pcha nochala , chce na podwórko, czuje sarny na polach,oj upolowałby upolował.Na dworze be, deszcz pada , zrobiła się "ciapka".
Coś innego. Którejś nocy słuchałam wykładu profesora filozofii[wstyd mi bo zapomniałam nazwiska]. Jak  w mówieniu takich Ludzi rzeczy, zjawiska, rozumienie niezrozumiałego staje się takie proste, tylko wydaje mi się. polega to na umiejętnym spojrzeniu i chęci zrozumienia, a nie na przejściu obok. Bardzo lubiłam  wykłady profesora L.Kołakowskiego, albo dyskusje  pana   Konwickiego z panem Holoubkiem. Tego mogłabym słuchać i słuchać i słuchać.
Tak trochę filozoficznie do następnego pisania i czytania

środa, 12 grudnia 2012

"Duże oczy"

Trochę przewrotnie, bo nie chodzi o to co na twarzy   , ale o to co w głowie. Patrzysz  i chcesz mieć. Ja tak mam, a jeżeli chodzi o roślinki i ksiązki, to moje"oczy w głowie" są jak talerze satelitarne. A to jest w obecnej chwili takie drogie. Do księgarni idę bardzo sporadycznie, a do składu z roślinami to choć nasycić oczy i duszę i bodaj za 3 zł. jakąś roślinkę.Mam ich już dość dużo i dlatego postanowiłam zawęzić mój zbiór do kolekcjonowania większych grup niektórych rodzajów. Lubię wszystko co rośnie, ale szczególnie takie wysokie i z dużymi liśćmi. Mam gunnerę  ale tą mniejszą, a chciałabym tą manikata i rabarbar dłoniasty ..Mam tarczownicę tarczowatą, rodgersje dwie i świecznicę Mam chyba 16 różnych host, a jak pomyślę ile ich jest to mnie skręca gdzieś  tam w środku. Duże liście mają brunery, aralia też ma duży liść składający się z kilkunastu mniejszych, takie też jest parzydło. Bardzo wysoki jest pustynnik, jeszcze wyższa makleja,malwy tylko często chorują  na rdzę, sadziec też im dorównuje, a piękne ostróżki i . dziełżany ,no i języczki. Mam  pięć różnych, a wiem że jest jeszcze czerwonolistna. tylko gdzie ją dostać..Słoneczniki ,malwy no i juki. W moim ogrodzie w niektórych miejscach są bardzo wysokie Piętro niżej rosną  żeleżniaki, wiele gatunków peonii, mieczyków , lilii,słoneczniczek szorstki, mam takie białe z czerwonym oczkiem floksy, no i róże te bukietowe. Znowu piętro niżej rosną te wyższe  tawułki , kirengeszoma ,złocienie, irysy, chelone obliqa ,trójsklepka owłosiona. Piwonie i astry jesienne, pierwiosnek japoński i liliowce też są widoczne i nie  pozwalają się nie zauważyć.  To jest ta część roślin większych ,A  piszę o nich bo je mam. Chwalę się, a  pewnie,  to jest jedna z niewielu rzeczy którymi mogę się chwalić , oczywiście  oprócz dzieci i dwojga  wnuczków. Wracając do kwiatków, to chciałabym gromadzić więcej host, tawułek , liliowców i ostróżek. Nie wiem dlaczego , ale ostróżki  inne od niebieskich nie za bardzo chcą przezimować. Łapię się na tym ,że chyba za dużo piszę w jednym blogu. Inne blogi są takie krótkie. Może  będzie to nudne do czytania, ale nie mogę się powstrzymać, tyle mam do napisania. Jak  nie ma wokół.ciebie ludzi o podobnych zainteresowaniach , jak nie ma z kim dzielić się swoimi sukcesami ,zdobyczami, a nawet porażkami, to takie pisanie jest miodkiem  na moje serducho. Proszę o wybaczenie czytających, ale będę pisać i pisać, oj jeszcze dużo. Bloger Krysiek 86 pisze o różnych prawie egzotycznych roślinach , a przede wszystkim o drzewach .Mam w swoim ogrodzie wiele z nich. Napiszę o nich może jutro. W moim ogrodzie rośnie bardzo wiele roślin, były one gromadzone dość chaotycznie przy każdej nadarzającej się okazji. Sadzone też były chaotycznie, ale w efekcie wyszło prawie według " przepisu", instynktownie Jak w każdym ogrodzie trzeba niejednokrotnie przesadzać i to nie jeden raz. Rośliny tak mają. Wiele z nich musi znależć  swoje miejsce bez żadnej reguły .  Teraz z innej szufladki. Trzy pory roku dla tej mojej pasji nie istniej, dopiero zimą igła trzyma się moich palców. Wyszywam krzyżykami przeważnie pejzaże, kwiaty lub jakieś postaci, jeżeli mi się   spodobają. Jak już będę miała możliwość to wstawię fotki tych moich dłubanek To już jest trzecie"chwalenie" Dziś    kończę,idę trochę " podziubać".  Dobranoc wszystkim. Wszelka krytyka mile widziana.

niedziela, 9 grudnia 2012

Biało.

Na dworze biało i zimno, wszystko uśpione. wyciszone, a ja myślę co będzie pierwsze. Nie jajko czy kura, ale co najszybciej zakwitnie w ogrodzie . Bo w moim ogrodzie nie dzieje się to według "przepisu". Padnięty , ale odrośnięty oczar kwitł jesienią. to teraz zakwitnie póżną wiosną. Będzie to na pewno kalina wonna bodnanteńska. jak ona pachnie ? Zimno, ponuro, a wystarczy wejść w taką smugę zapachową i od razu jaśnieje wokoło. Kilka pęczków blado różowych kwiatków i jest weselej. To będzie na przełomie stycznia i lutego. Przy końcu lutego ciemierniki będą szykować się do kwitnienia, bo one nie zasypiają na zimę  .Mam kilka  różnych odcieni czerwonych i białe. Są jeszcze takie małe białe, ale one kwitną trochę póżniej, tak w środku wiosny.W lutym z pod śniegu wygrzebywać się będą  śnieżyczki.  Rosną przy domu , więc jest im trochę cieplej. W marcu dopiero  będzie interesująco. Jak co roku zacznę poszukiwania. Między krzewami będzie jeszcze leżał śnieg, a ranniki już się zażółcą. Śliczne kwiatki na zielonych talerzykach. Za nimi nieśmiało wychodzić będą wczesne krokusy, za nimi w różnych miejscach ogrodu pojawi  się puszkinia. Zauważyłam, że jakby jej starannie nie wykopywać, to ona i tak wyrośnie w tym samym miejscu.Zakwitną cudne kolorowe iryski żyłkowane. Muszę wyjaśnić , że dziś jest o roślinkach cebulowych,lub wyrosłych z bulwy i kłącza. Takim wiosennym zwyczajem jest na moim ogrodzie wyszukiwanie i liczenie cebulicy. Nawet nie wiem dlaczego.W tym czasie[choć to nie są cebulowe] zakwitają zawilce gajowe. W zagajniku , na brzegu rowu rosną ich całe łany.Jest biało jakby śnieg napadał, a po nich zażółca się od ziarnopłonu. Jest cudnie. Zaczynają  kwitnąć tulipany , bardzo różne w bardzo  różnych miejscach. Zawsze jest to dla mnie niespodzianka, bo przeważnie nie pamiętam gdzie je posadziłam i to jest to.Zakwitają narcyzy, różne czosnki.Hiacynty swoim zapachem nie pozwolą o sobie zapomnieć. Zakwita hiacyncik hiszpański  , wstążeczki  szafirkowe i kępki szafirka puchatego i takiego  biało  obrzeżonego. Przychodzi pora sadzenia mieczyków , dali, szczawików, eukomisów, "dziwideł", acidantery, agapantów, galtonii. Wyrastają różne lilie. W tym roku zakwitła mi lilia,  " lilum giganteum" , czekam na kwiaty " lilum cardiocrinum". Na te lilie trzeba czekać po posadzeniu cebul trzy lata, żeby mieć ciąg kwitnienia to trzeba sadzić nowe co roku, bo te które kwitły obumierają  .Miałam ładną tygrysówkę, ale myszy zimą zeżarły, przez wiele lat miałam mirabilis jalapę. to bulwy zbutwiały, zielone szczawiki zmarniały, pacioreczniki nie chciały kwitnąć, tylko rosły do nieba, nie wiem czy cesarska korona przeżyje , bo ostatniego lata urosła i zamarła . Zdarzyło się wiele trosk i niepowodzeń  , ale to nie znaczy że trzeba rezygnować.i poddać się.Dalej o kwiatkach .Rosną te największe- pustynniki-  2,80m i mniejsze 2,0m i mniejsze1;5m. Kwitną różnokolorowe piwonie, różne liliowce i irysy brudkowe  .Latem zakwitają krokosmie,  za nimi"różowe pajączki"nerina, na koniec kwitnie hiacynt jesienny  no i zimowity. Dziwne kwiaty jesienne, a liście wiosenne. Jeżeli chodzi o dziwne, to są na pewno dziwiła, które wypuszczają jeden kwiat, to jest taka żółta mała kolba otoczona nakrapianą brązowo- żółtą długą pochwą. Krótko kwitnie, śmierdzi jak nieszczęście, a do tego  mój pies ją zżyra Póżniej wyrasta jeden du..zy liść taki dziwny nie odobny do innych. .Dużo jest pracy przy sadzeniu, wykopywaniu, ale one są takie ładne .Nie wiem czy wszystkie wymieniłam, jest ich trochę . Ktoś czytając to, pomyśli " ale kobieta chwali się". Pewnie że tak, ale nie tylko. Chodzi mi o to, że można stworzyć sobie bardzo piękny różnorodny  świat roślin, oglądać jak to wszystko rośnie, po prostu cieszyć się. Inie trzeba wyjeżdżać gdzieś daleko,oglądać różne cuda natury. Mamy je wokół siebie.,wystarczy chcieć. Jak  kto ma możliwość zwiedzać to bardzo dobrze,ale pamiętajmy o swoich cudach natury.Cieszę się z tego co mam, bo stworzyłam to sama, przy okazjonalnej pomocy syna, który bardzo lubi prace ogrodowe.Wydaje mi się ,że trzeba mieć to "coś" w naturze, a to mają moje dzieci.Mój ogród nie jest wymuskany, czyściutki, równiutki, ale mój. Znam każdą roślinkę, szkoda mi każdej która zmarnieje, no i mam  "duże oczy", bo chciałabym mieć więcej i więcej. Mam swoje bardziej lub mniej ulubione, ale to nie znaczy, że nie zachwycam się każdym kwiatkiem.Sadzę , przesadzam. plewię, co tydzień używam kosiarki lub kosy, bolą kolana i plecy, ale co tam, lubię ten swój mały  zielony światek, dość mocno odizolowany od reszty. Bo ta reszta nie za bardzo rozumie moją pasję . Sadzę ,że to się zmieni, bo już zauważam  jakieś tam starania w tym kierunku.Na dziś wystarczy. Dzieci powiedziałyby, że kokietuję ewentualnych czytelników, a co mi tam. Niech to będzie kokieteria , jeżeli sprawia mi to przyjemność i radość. Za oknem śnieżyca, noc, a mnie jest ciepło od wspominania i marzeń o wiośnie.Będę i tak pisać , bo jeszcze mam o czym. .

środa, 5 grudnia 2012

Ptaki [nie film]

Dziś o ptaszkach z mojego ogrodu. Nadchodzi ciężki dla nich czas, trzeba będzie im pomagać.Wróble zawsze sobie radzą, sikorki dostają coś tłustego. Mam stałych dwóch panów w czerwonych fraczkach- dzięcioły opukują dąb koło domu, nieraz jest ich pięciu. Hałaśliwe sroki trochę przycichły. ale     jak jest ciepło to drą się jak opętane. Jeszcze parę lat temu stołowały się u mnie sójki[mam zdjęcie]. ale ostatnio coś ich nie widać. Gdy jest zimno to do stołówki przylatują trznadle. Stałymi mieszkańcami są gołębie takie mniejsze dzikuski i rodzina takich dużych. są większe od tych hodowlanych. Ostatniego lata miały gniazdo na daglezji. która rośnie parę metrów od domu. Mój pies obszczekiwał je, gdyby miał większe uszy to chyba podfrunąłby do nich.Z początku trochę bały się, ale z czasem przyzwyczaiły się do tego stopnia, że siadały na gałęzi prawie nad jego głową. Widziałam jak maluchy uczyły się fruwać. Pies był zamknięty. Malutkie muchołówki mają co roku kilka gniazdek w bardzo dziwnych i nietypowych miejscach. Moje ogrodzenie jest zamocowane na słupkach  takich stalowych rurach. Przy wejściu na podwórko w jednym nie zatkanym od góry włożony    jest kabel do dzwonka i na tym kablu co roku mieszkają te ptaszki .Jak rodzice uwijają się przy karmieniu ciągle wrzeszczących maluchów, aż podziw bierze.Jednego roku zdarzyła się niesamowita przygoda[ mam fotografię].Nad gankiem na tarasie. pod dachem miały gniazdko muchołówki.Po pewnym czasie wydało się dziwne takie głośne skrzeczenie. Z synem weszliśmy  na górę i zauważyliśmy ,że z gniazdka z jednej strony wystaje głowa z drugiej ogon.  Okazało się . ,że to kukułka podrzuciła swoje jajko. Trzeba było widzieć jak te małe  ptaszki uwijały się żeby wykarmić  tego dużego "potworka". Instynkt rodzicielski nie uwolnił ich od tego obowiązku. Pewnego dnia zauważyliśmy ją na ziemi, uczyła się fruwać.Gdy syn podszedł żeby zrobić zdjęcie to paskuda nastroszyła się i bynajmniej nie okazała strachu, za chwilę odfrunęła i tyle ją widzieliśmy.A tak w ogóle to kilka ich kuka co roku.. Zawsze czekam na te głosy.Jest jeszcze jedno utrapienie mojego syna. Co roku próbował .zlokalizować gdzie gniazduje upupa czyli dudek.Bardzo chytry ptaszek zawsze krąży wokoło ogrodu. W tym roku udało mi się wytropić jego domek.w dziupli na wierzbie.Chytrus zakłada gniazda w drzewach, ale w taki sposób żeby mieć dobry widok na to miejsce z daleka. On zanim wleci do gniazda to naprzód siada gdzieś dalej i obserwuje czy jest bezpiecznie i dopiero wtedy wlatuje do  gniazda. Trzeba mieć dużo cierpliwości, i mnie udało się. To jest naprawdę ładny ptak. Mam też  czereśniowe kombajny- szpaki. Pozwalają mi przez parę dni  sycić się owocami, a potem w ciągu chwili sprzątają do cna i tyle.mam korzyści, ale co tam. Na przykład jesienią martwiłam się jak zerwię winogron z wysokiego klonu, a one w ciągu kilku chwil wybawiły z tego  kłopotu. Mam też rodzinkę kaczą. Są co roku, więc zastanawiam się czy to przechodzi na następne pokolenia. Wiosną  pływają w rowie przy ogrodzie, póżniej kaczuszka znika, a pan kaczor zawsze jest w pobliżu. Mam fotografię. Latem często przesiadują na większym stawku, tylko drań pies płoszy je. Trudno jest jemu tolerować cokolwiek żywego na jego terenie. Przychodzi maj i swoje piękne koncerty z brzozowego zagajnika zaczyna nasz osobisty śpiewak. Przecudny   malutki słowik. Jak on śpiewa. Ach. Cały miesiąc co noc, ile w nim siły, aż dziw bierze i zachwyt. Człowiek stworzy coś ładnego, ale nigdy nie dorówna takim  .  trelom. Naprawdę jest to jedna z niewielu rzeczy na które czeka się co roku z takim upragnieniem. Niestety zauważyliśmy ....ze przyczyną mniejszej ilości małych ptaków jest pojawienie się fruwającego drapie              żnika.  Jest to prawdopodobnie krogulec .Wcześniej nie było go. Któż zgadnie dlaczego sprowadził się w te strony. Widzę w moim lasku dużo ptasich  piórek, skutków jego "działalności".Często na łące przesiadują bociany . Wczesną wiosną słychać z pobliskich  pól skowronka. Też bardzo przyjemne dżwięki..A jesień to niekończące się przeloty dzikich gęsi, po kilka kluczy naraz. Trzeba jeszcze wspomnieć o trznadlach, które pojawiają się jak spadnie śnieg. Przylatują do stołówki. Od czasu do czasu wrony drą dzioby. Jest jedna przykra sprawa przynajmniej dla mnie . Powoli ze wsi znikajją jaskółki. Nie mają miejsc do życia . rolnicy uszczelnili stajnie i obory, a to były ich miejsca. Z dzieciństwa pamiętam ile ich plątało się między krowami w oborze., teraz przepisy na to nie pozwalają.Jak trudno jest pogodzić się z taką bezdusznością. Czy naprawdę są one jakąś tam przeszkodą w nowoczesnym widzeniu wsi.? Zniknęły z pastwisk czajki. Nie ma krów, nie ma czajek, które wołały "pić,pić" jak miał padać deszcz. Miłe wspomnienie z dzieciństwa. Muszę się przyznać też do niecnego czynu. Uszczelniliśmy wloty na strych i przestały przylatywać nietoperze, a było ich sporo, zwłaszcza  letnimi wieczorami. Może już skończę, ale to nie znaczy że nie wrócę do tego tematu. Na .razie  dobranoc, bo już jest póżno.Może komuś spodoba się ptasi temat, a jak nie, to nic ,ja to lubię i już. Pa.

wtorek, 4 grudnia 2012

Myślowe planowanie

Kiedy nie mogę spać, [a zdarza się to często], to "idę do ogrodu" Takie chodzenie jest dobre, bo niezależne od pogody, pory dnia czy roku. Można  dowolnie komponować, przesadzać, dosadzać , Ostatnio pracowałam przy funkiach, wrzosach i różanecznikach. Moim marzeniem na tą chwilę jest zgromadzenie więcej funki. Możliwości mam niewiele, ale sądzę, że   zawsze trzeba próbować. Zastanawiam się ilu właścicieli ogrodów "czuje" swój  .Wiem, że zlecają wykonanie otoczenia swojego domu różnym firmom. Są to często projekty takie szablonowe, bez jakiegokolwiek wpływu ich właścicieli. Póżniej też tym ogrodem zajmują się obcy. Są też tacy ludzie, którzy sami  póżniej pracują, ale są to  ogrody mało absorbujące, takie bez "duszy ". Gdzie tu jest miejsce na radość , pasję gromadzenia,cieszenia się z sukcesików w  uprawianiu, podglądanie, wąchanie. a nawet kłopoty. Przecież ogród potrzebuje serca, bo to jest żywy organizm, a nie rzecz. Wielcy twórcy ogrodów  poświęcali się w całości swojemu dziełu przez całe życie. Wyrażali   w najpiękniejszych słowach  swój zachwyt dla najmniejszej nawet roślinki..Trzeba  docenić to co stworzyła przyroda, bo człowiek żeby nie wiem jak się starał to nie jest w stanie  zrobić coś ładniejszego. R,ośliny pokazują rozumiejącym  je ludziom, jak cieszyć się z życia, które jest tak kruche i krótkie  . Życie ludzkie jest marniejsze  niż życie wielu drzew, więc dlaczego tak łatwo niszczymy  to co nas otacza.Widać już pewne dobre zmiany, ale to za mało. Wszyscy muszą czuć taką potrzebę. I na Boga mniej. chemii. Sama ją nieraz stosuję,  nie jest  to czyn chwalebny .Nowy sezon będę starała się bardziej ekologicznie hodować moje roślinki. Jest coraz więcej sikorek, wróbelki zaczynają szukać ziarenek w ustalonych miejscach , pojawiły się już trznadle i dzikie gołębie. Jutro sypnę in zboże, a sikorkom słoninkę. Dzikie gęsi krążą to w jedną to w drugą stronę. A tak w ogóle to jest bardzo cicho. Na koniec, czy możliwe byłoby napisanie wiersza, powieści, nakręcenie ładnego filmu, gdyby nie było w nich opisów przyrody. Wielcy twórcy uczynili przyrodę jeżeli nie głównym, to chociaż równorzędnym bohaterem swoich dzieł. Nauczmy się na codzień widzieć te wszystkie cuda, a nie tylko przy " okazji". Aha, toszeczkę  " przybieliło".