sobota, 24 listopada 2012

Deszcz. "Bolik".

W dzień cudnie, wieczorem deszcz, ale ciepło. No i dobrze.
W mojej prawej nodze zamieszkał nieproszony, złośliwy, dokuczliwy cholernik. Bolik, złośliwiec nieprawdopodobny. Nieraz śpi spokojnie, a nieraz budzi się na przykład w kości goleniowej , aż ciemno w oczach się robi. wtedy biorę maść wcieram i tak gdzieś po dziesięciu   minutach cisza. Ten cholernik nie lubi tego, więc przenosi się do kolana. Znowu to samo, biorę maść, smaruję i po chwili spokój. Można by sądzić że będzie dobrze. Wstaję na nogi i czuję, a w zasadzie nie czuję dużego palucha. Cholernik tam wlazł. Rozcieram i nacieram mazidłem, mija jakiś czas, w oczach ciemno, boli jak cholera. Po  godzinie spokój, ulga. Zasypia bydle na kilka godzin, na parę dni, a potem zaczyna łażenie. Gdy jest  szczególnie złośliwy to jeszcze włazi do biodra. no i gwóżdż. Nie pomaga nic. Trzeba siedzieć, albo leżeć odpowiednio, albo trzepnąć go chemicznie [tabletki]. Blokuje staw do tego stopnia ,że nie można chodzić. Dobre w tym jest to   że nie ma rodziny, która równocześnie nie rozłazi się po całej nodze. Fachowcy mówią żeby wymienić zgagę razem ze stawem. No nie jeszcze nie . Ktoś pomyśli ,że to jakiś mój wymysł. Nie mam aż takiej durnej wyobraźni, ani lekceważenia. Po prostu trzeba się jakoś ratować zbyt wiele jest problemów i kłopotów w życiu i nieraz potraktowanie niektórych  ironiczno- złośliwie ciut pomaga. 
Pomaga mi również mój ogród. Nieraz narobię się jak udomowiony osioł, padam ze zmęczenia i jest dobrze.[Nie wiem dlaczego ludzie mówię , że narobili się jak dziki osioł]. Dlaczego  w wielu wypadkach ludzie nie ratują się przed problemami życia robiąc " coś" na   narzucony sobie samemu mus. Jeśli się chce , to w każdych okolicznościach można coś robić. Wiem, że jest bardzo dużo takich sytuacji kiedy nie jest to możliwe Wielkie i serdeczne współczucie, ale inni .Szkoda mówić.
Pesymistyczno- ironicznie. Nie, takie jest życie. Nieraz jak przygniotą  jakieś problemy, to sobie myślę dlaczego, ale jak popatrzę po sąsiadach znajomych. Zgroza. Przecież  jest mi dobrze, spokojnie, wygodnie, a te problemy, to tak jak zimno w nogi. Gdyby się tego nie czuło, to w porę nie ubrałoby się ciepłych skarpet. Przecież nie czucie bólu , kłucia, problemu to jest uznana i leczona choroba. Lepiej na nią nie zapadać, niech trochę boli, wiadomo że się żyje. I szlus- jak mówił na zakończenie pracy najprawdziwszy woźny w mojej podstawówce. Miał dzwonek na takim drewnianym kołeczku i dzwonił na lekcje, szorował podłogi z desek. nalewał atrament do kałamarzy, zimą przych odził o 5 rano i palił w kaflowych piecach Zbierał pogubione szaliki, czapki, rękawice i na drugi dzień każdy dostawał swoje. To już historia, nie ma takich ludzi. I szlus.
A bolika niech  diabli  zabiorą na samo dno piekła ,nie dam się.Do następnego razu.

1 komentarz:

  1. Stasiu, gdybym była redaktorem jakiegoś fajnego pisma, miałabyś u mnie swoje stałe miejsce na stronie z felietonami :)
    Twój Bolik nawet da się lubić, jak o nim tak piszesz, ale na pewno można go oswoić i już przestaje być taki przerażający, choć niewątpliwie daje się mocno we znaki!Każdy ma swojego Bolika, ale jakże często wydaje się nam, że ten nasz jest jedyny, wyjątkowy, najstraszniejszy... Dzięki Twojemu podejściu łatwiej oswoić swoje bolidła. Na szczęście są one w większości samotnikami, nie mają rodzin, więc nie ogarniają nas tak powszechnie, żebyśmy nie dali sobie z nimi rady!

    OdpowiedzUsuń